W czwartek uprawomocniło się nasze pozwolenie na budowę. W piątek /Wielki/ pojechaliśmy do Starostwa, gdzie przystawiono nam pieczątkę i uroczyście wydano bezcenny, jak się potem okazało, dokument o nazwie DZIENNIK BUDOWY.
Z tym właśnie dziennikiem pojechaliśmy do Kierownika Budowy, uiściliśmy umówioną opłatę /1500 zł/ i uzyskaliśmy wpis do Dziennika o osobie kierującego. Tu się dopiero okazało, jaki to jest bezcenny dokument. Potrzebny jest on nam do okazania w kredytach oraz podczas oceny działki przez rzeczoznawcę, tymczasem... nasz KierBud, starszy pan z zasadami, nie bardzo chciał się z nim rozstawać. Odzyskanie z jego rąk białej książeczki kosztowało nas półgodzinne /prawie/ negocjacje, telefon przy nim do kredytów, czy aby na pewno Dziennik będzie potrzebny i solenne zapewnienie, że sami, niezwłocznie po obejrzeniu przez rzeczoznawcę, zwrócimy go osobiście.
Ufffff................
Zawieźliśmy też na działkę naszą ekipę, żeby sobie obejrzeli. Umówiliśmy się na termin 04. 05. 2010 r. z pierwszymi pracami, prz czym wytyczenie budynku i prace ziemne będą w końcu kwietnia. W związku z powyższym poprosiliśmy KierBuda o podanie terminu do Inspektoratu na 15. 04.
Ekipa wstępnie rozmawiała /w osobie jednego z panów/ z dekarzem, czyli będziemy mieli także dach.
Było zatem owocnie. Na tyle, że.............nie zważając na nieco chłodną pogodę, wysłaliśmy młodocianych do Babci i Dziadka, a sami zrobiliśmy sobie wagary w lesie, w kempingu 200m od naszej przyszłej budowy. Przez cały świąteczny weekend zajmowaliśmy się głównie ratowaniem jeży upolowanych przez jamnika, ale i tak warto było...