Jesień idzie...
... i nie ma na to rady - jak w piosence. Nocki się zimne zrobiły i, chcąc nie chcąc, zajrzeliśmy do Defrusia. Czy smoczek nam odpali?
Patrzymy: śpi, nieboraczek. W wysprzątanym pomieszczeniu - nie tak jak nieraz w sezonie grzewczym bywało. Zero pyłku ekogroszkowego. Potworek aż poraża swą czerwienią. Ale dość tego lenistwa. Budzimy.
Defruś! Wstawać! Czytałam, ze ponowne rozpalenie pieca moze trochę potrwać, a tu...niebozątko zaraz do pracy się zabrało - i w domciu zrobiło się przyjemnie ciepło. Kaloryferki nawet nie zasyczały, czad po prostu . Az się nie chce do bloku wracać...
............................................................................................
Aha. I jeszcze malutka uwaga kulinarna.
Poniewaz nie mam jeszcze kuchni z prawdziwego zdarzenia, czyli, jak mozna się domyślić, nie mam piekarnika - a kurczak za mną chodził - wyciągnęłam z zakamarków zapomnienia stary, nieuzywany nigdy od początków małzeństwa prodiz, wrzuciłam, pałeczki, śliweczkę, jabłuszko, cebulkę, przyprawiłam i... wyszło takie cudo, że palce lizać! Nie podejrzewałabym nigdy, ze TAKI sprzęt mi TAK kurczaka upiecze, mmmmmmm... Od tej pory - obiecuję sobie - tylko w prodizu Spróbuj, Szyszuniu!