Konfrontacja z rzeczywistością
Dzisiaj odwiedziliśmy Wydział Budownictwa w Starostwie Powiatowym, napisali, że musimy uzupełnić dokumentację o akt notarialny, akurat go mamy, więc nie było problemu, jednak to, czego dowiedzieliśmy się na miejscu odrobinę nas przerosło...
Okazało się mianowicie, że w międzyczasie, tj. w trakcie oczekiwania na kolejne pozwolenia /w tym wypadku woda tak długo trwała/ zestarzała się nasza mapka geodezyjna , choć na starą nie wygląda. Pani kazała albo wyrobić nową i jeszcze raz na niej rysować /oczywiście nie my, tylko architekt ma po tym mazać - nam brak talentu, kompetencji i przede wszystkim... pieczątki/, albo przedłużyć mapkę stawiając pieczątkę /geodeta/. A propos pieczątki, nie podobały się pani uprawnienia naszego architekta /podobno arch się obraził, dzwonił i wyjaśniał, ale tego dowiem się po powrocie do domu, bo pojechałam prosto do pracy, a relację zdawał mu mąż/, do tego doszły brakujące obliczenia i jedno słowo gdzieś tam. Byliśmy u rzeczonego geodety, zrobił nam łaskę i powiedział, że jeżeli nic się nie zmieniło to przedłuży, ale jeśli coś to...itd. Oczywiście i tak będzie kosztowało /w przypadku 1-szym mniej, w 2-gim nie tylko więcej, ale także będzie to stracony czas, a nam się śpieszy !!!!!!!!!!/
Wypożyczyliśmy dokumentację, daliśmy archowi i już.
Jedyny pozytyw, że osobiście porozmawialiśmy z właścicielem ekipy budowlanej, który przejrzał wypożyczony projekt. I tu ciekawa sprawa, interesowały go te strony, które nam, jako laikom, nic a nic nie mówią, jakieś śrubki, haki i diabli wiedzą /on chyba też/ co jeszcze, jednym słowem podszedł do zagadnienia technicznie i zupełnie inaczej niż my czytał całą dokumentację. Ma się zastanowić ile to nas będzie kosztowało, piwnicę pochwalił. Facet jest konkretny, z polecenia i myślę, że będzie się nam dobrze współpracowało.
Ciężki był ten dzień...