Pora karmienia
Zaświeciło słonko i od razu się przyjemnie zrobiło... ale zanim się zrobiło, to jeszcze się trochę strachu najedliśmy.
Przyjeżdżamy - nie dymi się. Oj, niedobrze.
Wchodzimy - piszczy, grzejniki letniutkie.
Schodzimy - a tam bestia wszystko zeżarła co było do zeżarcia i płacze, że jej się temperatura nie chce podnieść! Ja jej dam!
Ale zanim dałam - wyczyściliśmy. Nie wiem, czy lubi, czy też nie, ale tego popiołu to trochę było.
... i jeszcze trochę, tyle, że spod dupki
Otworzyliśmy brzuszek...
...dołożyliśmy jedzonka, zajrzeliśmy, czy aby się jeszcze kopci, czy nie wygasł jednym słowem:
...myśleliśmy, że zgodnie z wszystkimi prawami Murphiego, na pewno się nie kopci, ale tym razem dostaliśmy miłą niespodziankę. Jest ogień:
Tak oto nakarmiliśmy potworka, zadaliśmy mu jednak nieco niższą temperaturę /aż taka to nie jest nam teraz potrzebna, a ma zacząć, bydlę, choć trochę oszczędzać, bo jeszcze trochę to wyjdzie, że on w najdroższej restauracji jada.../
......................................................................................
Dla odróznienia od Czerwonego, jego Czarni przyjaciele nie próżnują. Solary, mimo zimy, nagrzały nam wodę w pojemniku do 22 stopni!:
I tak trzymać, Panowie