Wariacki sylwester
To miała być cicha domówka...
Pojechaliśmy do przyjaciół, do domku - posiedzieć, pogadać, potańczyć przy dobrej muzyce, zjeść coś dobrego w małym kameralnym gronie. Siedzimy, gadamy, tańczymy, jemy... aż tu nagle... wpada banda dzikich ludzi! W perukach i z gwizdkami! Gwiżdżą, szaleją, hałasują! Zabrali wódkę ze stołu, coś tam jeszcze i dalej nas namawiać, żebyśmy z nimi poszli...
Przyjaciele uświadomili nas, że to ich szaleni sąsiedzi, no i chyba lepiej pójść...
Na miejscu supoio imprezka, cała ulica zaproszona, tak ze 20 osób na oko licząc, wszyscy w podobnym wieku, świetna muzyka, klimacik...
Na początku panie przy stole, panowie naokoło kuchennej wyspy, muzyczka w tle: Kawiarenki, Babilon itp, potem tańce szalone, w peruczkach i bez, w końcu towarzystwo wymieszane...
Uff... wybawiłam się za wszystkie czasy...
Sylwester z łapanki wyszedł duuużo lepiej niż by normalnie był planowany. Ale tak to chyba już w życiu jest, że najlepiej bawimy się jak coś wyjdzie spontanicznie.
Było świetnie po prostu, bez dwóch zdań